wtorek, 2 sierpnia 2016

Nie dowiemy się czy nasze wybory są słusznę, dopóki takowych nie podejmiemy.

Leżała na kanapie w salonie odstraszając innych swoją złowrogą aurą, którą można było wyczuć nawet na kilometr. Na jej twarzy co prawda malował się spokój, ale i tak wiało od niej chłodem. Nie lubiła towarzystwa innych ludzi. Nie rozumiała ich ani trochę. Jak można być szczęśliwy i uśmiechniętym od ucha do ucha kiedy się wie jaki ten świat jest okrutny? Westchnęła, tyle pytań przychodziło jej do głowy. Czy tu pasowała...? Owszem, była takim samym dziwadłem jak reszta. Posiadała dar, ale równie dobrze wolałaby urodzić się jako zupełnie inna osoba. Mogłaby nawet być facetem! Nie przeszkadzało by jej to zbytnio... Zawsze marzyła o normalnym życiu... Co by było gdyby... Zawsze od tego się zaczynało. Mogła jedynie marzyć. Jak to się stało, że trafiła do tej organizacji, skoro należała do osób aspołecznych? To w sumie ciekawa historia...


Biegła ile sił w nogach, nie chciała by ją złapano no gorącym uczynku. Miałaby wtedy mały problem i musiałaby się go pozbyć - czego oczywiście nie chciała. Nie lubiła zabijać ludzi z powodu jakiejś głupiej błahostki. Uciekała, gdyż ukradła z pobliskiego straganu 3 pomarańcze. Nikt by się nie dowiedział gdyby tylko to głupie dziecko nie zaczęło się wydzierać. Mruknęła kilka przekleństw pod nosem nie zatrzymując się. Wiedziała, że ma ogon. ,,Stróże porządku'' nie byli aż tak głupi na jakich wyglądali. Było tylko słychać jak jej bose stopy lądowały w kałużach po deszczu. Skręciła w ciemną uliczkę. Te miejsca znała najlepiej... Tu mieszkała w końcu. Miejsca w których nie było żywej duszy, takie lubiła najbardziej. Nagle jednak z impetem uderzyła w coś twardego i poleciała na tyłek brudząc tym sposobem swoją szarą już nieco poprutą sukienkę którą udało jej się zgarnąć niecały miesiąc temu cichaczem z czyjegoś domu. Syknęła z bólu i podniosła gniewnie spojrzenie na ów... człowieka?  Stał przed nią młody, przystojny brunet. W pierwszej chwili pomyślała, że to jeden ze strażników, ale... Nie był ubrany tak samo jak oni. Było w nim coś niepokojącego a raczej w jego zimnym jak lód spojrzeniu. Zastygła, nie wiedziała przez chwilę co robić, nie mogła oderwać wzroku. Jednak krzyki za jej plecami przywróciły jej rozum do głowy. Na jej twarzy pojawił się zaraz grymas niezadowolenia i warknęła coś pod nosem próbując wyminąć nie zidentyfikowanego człowieka.
Spojrzenie Seitaro nie pozwoliło jej ruszyć dalej. Wystąpił dwa kroki do przodu mijając dziewczynę, gdy ścigający ją męzczyźni zatrzymali się przed nimi. 
- Kim ty u licha jesteś dzieciaku? Zmiataj stąd bo i tobą się zajmiemy!- ostrzegł jeden ze strażników. Brunet w jednej sekundzie znalazł się wśród nich, stojąc za mówiącym wcześniej. 
- Moje oczy widzą, jak zanika wasz blask na tym świecie- wyszeptał nieco mrpcznym, lecz wciąż dystyngowanym tonem - Śpijcie. Po tym poleceniu wszyscy padli na ziemie, otumamieni wiązkami czarnej mgły, która uderzyła w ich nozdrza. Spojrzaj na dziewczynę, nie specjalnie rozumiejącą co się tu dzieje. 
- Witaj Riso, nazywam się Seitaro- przedstawił się- Jestem tu, by zaproponować ci miejsce wśród ludzi obdarzonych darem, miejsce wśród cieni.
Dziewczyna patrzyła w osłupieniu na poczynania chłopaka. Stała w milczeniu i analizowała co do niej mówi ten człowiek.  
- Miejsce...Gdzie? - cofnęła się o krok w tył.
Mimo iż jej pomógł był dla niej nikim innym jak obcym mężczyzną. Przed oczami stanął jej obraz doktorków robiących na niej eksperymenty, na samo wspomnienie robiło jej się słabo i niedobrze. Cofnęła się o kolejny krok w tył. Nie ufała innym... Lata doświadczeń z innymi ludźmi robią swoje.W powietrzu można było wyczuć ostrzegawcze drgania. Była gotowa w razie wypadku brać nogi za pas.
- Nie musisz się mnie bać- uspokoił patrząc jej w oczy - Nie jestem tez żadnego rodzaju laboratorium, w którym przeżyłaś swoje koszmary.
- Skąd to wiesz!? - wybuchła zbulwersowana. - Ktoś jeszcze to wie!?
Jakiś obcy typek znał jej szarą przeszłość... To nie brzmiało dobrze. Powinna myśleć o zmienieniu miasta? Może powinna się go pozbyć? Co robić.... Nie znała odpowiedzi na te pytania. Emocje wzięły górę, jej królewski spokój został rozbity. Zacisnęła dłonie w pięści. Uciekłaby, ale musiała rozwiać swoje wątpliwości. Czemu interesuje kogoś jej osoba? Zawsze starała się żyć w ukryciu. Byle przetrwać i nie robić sobie zbyt wielu problemów. 
- Wiem o tobie wiele rzeczy, Riso - mówił, wyczuwając w dziewczynie narastający niepokój - Nie jestem twoim wrogiem. Widzisz, jestem założycielem organizacji, której celem jest obalenie świata ludzi, którzy gardzą i zabijają ludzi takich jak my, obdarzonych. Każde światło zostawia za sobą cień, jednak gdy to światło zgaśnie zostanie już tylko ciemność. Zamierzam zgasić to światło. Przyłącz się do nas, razem stworzymy nowy świat, dla ludzi skazanych na cierpienie przez swój dar.
Fioletowo oka zrobiła krok w przód. Jego słowa wydawały się takie prawdziwe... Jednak głos w jej głowie zniszczył tę piękną myśl. Cofnęła się znów krok w tył. 
- Marzyć każdy może... Co niby możemy zrobić...? Jesteśmy zwykłymi wyrzutkami. Tak było, jest  i będzie bez względu na wszystko. Życie nieźle daje w kość i uczy by nie ufać innym. W tym przebrzydłym świecie można liczyć tylko i wyłącznie na siebie. - ostatnie zdanie wypowiedziała prawie, że niesłyszalnie.  - Żegnam.... - odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku w którym zmierzała od początku.
- To prawda- przyznał- Nie mogę cię zmusić do dołączenia do nas. Jeśli wybierasz tułaczkę po tym brudnym świecie, życie z kradzieży owoców i wieczną pogardę w oczach ludzi, to nie będę cię dłużej zatrzymywał- głos miał głęboki i brzmiał dosyć dobitnie.
Zatrzymała się i odwróciła gwałtownie. W jej oczach było widać złość.
- Co ty możesz niby o tym wiedzieć, co? Krytykujesz mój styl życia... Czy ty właściwie sam wierzysz w to, że ten przebrzydły świat można zmienić? - głos jej drżał, a powietrze zaczęło drżeć? - Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie chciał się ciebie pozbyć lub wykorzystać... Doświadczenie daje wiele do zrozumienia. Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś kolejnym typkiem chcącym tylko mnie  tylko omamić? Jak mam ci niby zaufać? - ostatnie słowa wypowiedziała ciszej.
- Nie wierzę, że można zmienić ten świat- przyznał przymykając na chwilę oczy i po ich otworzeniu dodał- Nie zamierzam go zmieniać tylko zbudować na nowo- wstrząsnął dziewczyną tymi słowami- Zależy mi abyś do nas dołączyła nie po to, abym mógł cię wykorzystać. Chcę dać dom każdemu Obdarzonemu, którego ludzie nie potrafią zaakceptować. W zamian oczekuje tylko wsparcia w dążeniu do mojego celu. Wejdź do naszej rodziny Riso, stań się jedną z nas, nie musisz żyć dłużej w cieniu ludzi- wyciągnął dłoń- Razem ugasimy ich światło.
Przygryzła wargę i spojrzała na swoje bose stopy. Co robić...? Zaczęła miętolić kawałek materiału od swojej sukienki i myśleć. Nagle podniosła głowę, podeszła do niego i ujęła jego dłoń.
- Mam nadzieję, że nie będę żałować swojej decyzji... - powiedziała patrząc mu prosto w oczy.
Pewnie spodziewała się jakiegoś trumfalnego uśmiechu, Seitaro natomiast patrzył przez chwilę w jej oczy bez żadnego wyrazu twarzy. Rozpłynął się w postaci czarnego dymu i zmaterializował jako czarny kruk na jej ramieniu. Usłyszała jedynie głos chłopaka
- Ten kruk zaprowadzi cię do naszej kryjówki, do twojego nowego domu.

 



No i jest... Czy to była dobra decyzja? Sama w sumie nie wie... Niby żyje jej się lepiej, ma czyste ubrania, dach nad głową, jedzenie, miejsce do spania... ale czy to jest to czego chciała? Kiedyś się może dowie... Jaki jest właściwie cel ludzkiej egzystencji, czego tak właściwie się szuka...?
Podniosła się z kanapy i ruszyła w kierunku swojego pokoju. Tyle pytań, zero odpowiedzi. Może ktoś ją kiedyś oświeci.

Seitaro stał przed wielkim oknem w swojej komnacie. Ciemność całkowicie pochłonęła wnętrze pokoju, jedynie blade światło księżyca oświetlało bruneta. Mimo, że księżyc był w pełni, jego wielka tarcza była wręcz niemożliwa do pominięcia, to nie na niego patrzył się przywódca Cieni. Patrzył na gwiazdy, czyste, nocne niebo przyozdobione licznymi, jasnymi gwiazdami. Tkwił w zamyśleniu. Wiedział, że liczba Cieni wzrastała, Cienie to jego rodzina, a poprzysiągł chronić swoją rodzinę.

czwartek, 21 lipca 2016

Historia Kusakiego.

Białowłosy siedział na jednym z foteli w salonie swego dormitorium. Było wczesne południe, piękny dzień, lecz co z tego? Prawda jest taka, że jedynie misję są tutaj jakimś zajęciem.
Shiro narzekał w duchu na system rozrywkowy dla członków GC (Gwiazdozbiór Cieni), gdy obecnością zaszczycił go nikt inny jak Kusaki. Przyglądał się opiekunowi tak długo jak nie usiadł w fotelu na przeciwko.
- Mogę w czymś pomóc?- spytał ozięble.
- Chwilowo nic od ciebie nie potrzebuję.
Shiro obdarzył go, na swój leniwy sposób, zdębiałym spojrzeniem. 'Więc po co tu przylazł...? Jego pokój jest gdzie indziej'.
- Nie ma żadnych zadań dla naszej grupy?- spytał po chwili, mając już dosyć bezczynności.
- Jak wiesz, jest was tu zaledwie kilkoro, inni zgłosili się po zadania- odpowiedział Kusaki.
- Czyli kolejny dzień z serii siedzenia na dupie...- westchnął- A propos... Co oznacza ten tatuaż?- Shiro zawsze zauważał tatuaż smoka owijającego jego przedramię, ale nigdy nie zapytał o jego znaczenie.  Zaskoczony Kusaki spojrzał najpierw na Shiro, potem przerzucił wzrok na omawiane przedramię, po czym się krótko zaśmiał.
- To symbol mojego rodu- odparł masując tył głowy- Postanowiłem go sobie wytatuować. Dziary są ostatnio modne.
- Czy ja wiem...- przyglądał się przez chwilę- Ja bym raczej czegoś takiego nie zrobił.
- Kwestia gustu.
Chwila ciszy. Shiro czuł się w niej dosyć niekomfortowo, lecz nie miał więcej pytań. Kusaki z kolei nie wyglądał na takiego, któremu ten bezgłos sprawiał by jakiś problem.
- Jak poznałeś Seitaro?- spytał po chwili- Przyszedł do ciebie i zaproponował sparowanie pieczy nad przyszłą grupą Alpha?- zironizował.
- Dokładnie tak.
Shiro zaskoczyła ta bezpośredniość. 'Poważnie?'.
- Odpowiadając na twoje pytanie; naprawdę tak było- dodał po chwili Kusaki.
- EEE?!- niemal zerwał się na równe nogi- Czytasz mi w myślach?!- Kusaki się roześmiał.
- Nie potrzebuję takiego daru, kiedy widzę wyraz twojej twarzy- Shiro nieco się zaperzył- Spotkałem go już wcześniej, przed paroma latami- zaczął swą opowieść Kusaki, zapatrzony za okno oddał się retrospekcjom.
Shiro słuchał w ciszy, a Kusaki kontynuował.
- Pewnego dnia mieszkańcy mojej wioski zaczęli się coraz częściej uskarżać na pewnego obcego, który od kilku dni rozbijał obóz w lesie. Przeganiał zwierzęta, na które polowaliśmy by mieć co jeść. Którejś nocy wysłano kilku zbrojnych, by zażegnali problem złośliwego wędrowca; nie wrócili. Wczesnym południem następnego dnia wraz z kilkoma ludźmi znaleźliśmy ich ciała w miejscu, gdzie stacjonował nasz intruz. Nas również chciał zabić, lecz zdołałem przeżyć. Seitaro był, i nadal jest bardzo silny, przerażający. Nie mieliśmy z nim żadnych szans. Jak zatem przeżyłem? Byłem jedynym obdarzonym w wiosce, choć utrzymywałem to w sekrecie. Rzeź na moich ludziach zmusiła mnie do ukazania mocy- spojrzał na Shiro- Seitaro nie zabija innych obdarzonych, nie jeśli ci nie staną mu na drodze. Oszczędził mnie i zniknął.
- Jak zatem trafiłeś tutaj?
- Po kilku latach odnalazł mnie w zupełnie innych okolicach świata. Mieszkańcy wioski dowiedzieli się o mojej mocy i wygnali, a Seitaro zaproponował mi nowy dom.
- Zostałeś Cieniem- spuentował Shiro.
- I tak i nie- pokręcił głową- Teoretycznie każdy z nas jest Cieniem, jednak przeznaczenie Cieni dotyczy was. My opiekunowie, skupiamy się tylko na waszych umiejętnościach, by wynieść je na wyższy poziom. Jesteśmy raczej waszym Cieniem- zaśmiał się krótko.
Shiro myślał chwilę nad jego słowami.
- Mylisz się. Jesteście częścią struktury tej organizacji, jesteście jednymi z nas- sprostował- Tak jak my należycie do Cienie i nimi jesteście.
Kusaki patrzył na niego zdumiony, po czym na jego twarz wkradł się mały uśmieszek.
- To miłe, może coś w tym jest. Jednak nie jestem tu z powodu zrealizowania jakiegoś celu, jak większość z was. Seitaro był powodem, przez który ludzie odkryli moje zdolności i mnie wygnali, gdy to się stało on był tym, który mnie przygarnął. Doceniam to. Na pamięć o porzuconej rodzinie, wytatuowałem sobie symbol naszego nazwiska, dla pamięci.
- Rozumiem- powiedział cicho Shiro.
Kusaki wstał z fotela.
- Wpadłem tylko spytać co tam, miło się gadało, ale mam parę spraw do załatwienia- skierował się ku wyjściu, przy którym się zatrzymał- Muszę przygotować salę treningową na minusowym poziomie, chcesz mi pomóc?
- Mam do wyboru to, albo leżenie tak przez cały dzień...- westchnął znużony- Więc raczej ruszę tyłek i coś zrobię, bo oszaleję- Kusaki uśmiechnął się z lekka, po czym obaj opuścili salon, kierując się na poziom -1.
'Ciekawe jaki dar posiadł, skoro został tak doceniony przez Seitaro?' zastanawiał się patrząc na plecy idącego przed nim Kusakiego 'I jak silny jest Seitaro, skoro najwyraźniej bardzo utalentowany Kusaki stwierdził "Nie mieliśmy z nim szans"?'.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Pierwszy cel.

Minął już prawie tydzień, odkąd białowłosy dołączył do Cieni i prawdę mówiąc, spodziewał się większego szału. Nie miał okazji jeszcze, aby wyjść na zewnątrz, odkąd tylko przekroczył główną bramę.
Dziś jednak miało się to zmienić- otrzymał misję, a raczej wezwanie.

- Kazałeś po mnie posłać- odezwał się Shiro wkraczając do wielkiej sali, w której tydzień temu przywitał go Seitaro, przywódca Cieni.
- Dosyć długo czekałeś na swój czas- zaczął swoim dystyngowanym tonem brunet- Dziś masz szansę się wykazać, dowieść swojej wartości.
- Co masz na myśli?
- Mam dla ciebie zadanie. Mianowicie chcę, abyś przyprowadził do nas nowego, potencjalnego członka.
- Przyprowadził?- białowłosy nie rozumiał do końca.
- Osobnik ten nazywa się Kazuya Blade, jego zdolności nie są unikalne, ale użyteczne, znajdziesz go w południowych lasach Altrei- wymienił najważniejsze dla Shiro informacje- Masz na to trzy dni.
- Trzy dni?- Białowłosy zaniepokoił się.
- Wyraziłem się jasno- dopowiedział Seitaro- Ruszaj, Shiro- wydał polecenie, Białowłosy z początku nie był przekonany co do tego zadania, ale patrząc w oczy Seitaro wiedział, że nie co dyskutować. Nie podobało mu się takie coś.
- A co, jeśli odmówi?- to pytanie nurtowało go już wcześniej, gdy zastanawiał się co by było, gdyby jednak odmówił. Seiato patrzył mu w oczy przez chwilę, przyprawiając go o dreszcze.
- Zabij go.
Do sali wszedł Kusaki. Uwagę Shiro jednak bardziej przykuło to, co niósł w rękach, po chwili zauważył, że niósł to dla niego.
- Trzymaj- wręczył mu długi czarny płaszcz z szerokimi rękawami i kapturem. Na sercu przyszyta była srebrna, wieloramienna gwiazda- Twój płaszcz, chcesz czy nie, teraz reprezentujesz Gwiazdozbiór Cieni, do którego należysz. Shiro wpatrywał się przez chwilę w gwiazdę. Po chwili włożył płaszcz, zauważył, rękawy sięgały za dłonie- nie przeszkadzało mu to. Zapiął się.
- Powodzenia- życzył Kusaki.
- Nie trzeba- rzucił Shiro odwracając się ku wyjściu- Jeśli to moja droga ku zemście, przyprowadzę tego kolesia choćby nie wiem co.


Po całym dniu wędrówki Shiro dotarł w końcu Południowego Lasu Altrei. Jego białe włosy przykrył szeroki kaptur, który rzucał cień na oczy chłopaka- nie były zatem widoczne.
Szedł lasem przez ponad półgodziny, gdy do jego uszu doszły echa. Jakby ktoś walczył, ale należały one do jednej osoby- trenował. Kierował się nimi aż po kilku minutach stal już za drzewem, zza którego widział swój pierwszy cel. Jak podejrzewał- trenował. Mokre od potu ciało podkreślało widoczne zarysy mięśni chłopaka, po którego przyszedł.
- Kazuya Blade?- zapytał nieco chłodnym tonem, wychodząc zza drzewa. Zatrzymał się kilka metrów od chłopaka.
Szarowlosy odwrócił się i spojrzal na nieznajomego z lekkim zdziwieniem
- Kim jesteś i skąd wiesz jak się nazywam?
- Nazywam się Shiro- przedstawił się- Przynależę do organizacji zwanej Gwiazdozbiorem Cieni, której celem jest uwolnienie Obdarzonych od ciężaru strachu i bólu, jakimi napawają nas ludzie- wyjaśnił w skrócie- Jestem tu, by zaproponować ci miejsce wśród nas, wśród cieni.
Kazuya słuchał uważnie słów Shiro i zaczął nad tym rozmyślać.
-Jak widzisz mi nie jest ciężko,  od małego jestem nauczony tak żyć a od niedawna zacząłem pracować jako najemnik i polubiłem to, więc zmuszony jestem ci odmówić - powiedział przeciagle.

"- A co, jeśli odmówi?
- Zabij go."

Przez chwilę zapanowała cisza, którą przerywał jedynie szum wiatru. 
- Jaki jest twój cel w życiu?- zaskoczył pytaniem Kazuye.
- Cel w życiu? -zastanowił się przez chwilę -Chcę pokazać wszystkim, że obdarzeni nie są zwykłymi śmieciami i zasługują by być na równi z resztą społeczeństwa.
- W takim razie twój cel pokrywa się z ideą naszej organizacji- stwierdził Shiro- Życie wśród ludzi takich jak ty, wspólna droga w życiu- zsunął kaptur z głowy- i wspólne miejsce na świecie. 
Kazuya przemyślał pewne rzeczy i powoli zaczął wierzyć w słowa Shiro.
-Życie wśród samych obdarzonych .. wspólne miejsce na świecie, podoba mi się to!  -spojrzał na Shiro swoimi żółtymi oczami. Nagle zniknął i pojawił się tuż nad Shiro próbując go uderzyć
-Muszę mieć pewność, że w tym gronie będą sami najsilniejsi obdarzeni!
Shiro drgnął widząc jak szybko może przemieszczać się Kazuya, jednak był na to przygotowany. Cios napotkał przeszkodę w postaci ściany z białej materii, którą włada Shiro.
Jedynie prawym okiem Shiro widział Kazuye, obdarzył go surowym wzrokiem.

"Zabij go"

Choć Shiro nawet nie drgnął, jego biała materia zmaterializowała się z prawej i przybierając postać wielkiego ostrza natarła na szarowłosego. Szybkość ataku była imponująca. 
Kazuya był zdziwiony, pierwszy raz widział taką magię i nie wiedział czego może się po niej spodziewać, ale widząc ostrze znowu zniknął i pojawił się kilka metrów dalej. Biała materia rozproszyła się w postać białej smugi, która otaczała Shiro. Chłopak nic nie mówił. 
Kazuya usmiechnął się do siebie i wystawił rękę w kształcie pistoletu w stronę Shiro.
-Promień Błyskawicy! -krzyknął a z palców z niesamowitą szybkością wystrzelił promień błyskawicy o niszczycielskiej mocy.
Shiro ustawił swoją materię przed sobą a błyskawica uderzyła w jej środek i przebiwszy się przez nią śmignęła obok ucha Shiro 'Jak szybko. Nie zdążyłem nawet wpłynąć na strukturę swojego Hakushitsu- (biała materia). Muszę się skupić',
- Nie przyszedłem tu by z tobą walczyć- mówił Shiro- Dlaczego masz mnie za wroga, skoro jeden cel łączy ciebie i naszą organizację?
Nie obawiał się walki z Kazuyą, obawiał się jednak, że w jej wyniku mógłby go zabić. Do tej pory nikomu nie odebrał życia a jedyna krew jaką chciał splamić ręce, to krew tych, którzy odebrali mu rodzinę.
-Chciałem sprawdzić czy mówisz poważnie -odpowiedział uciszając błyskawicę, która otaczała jego ciało. -Dołączę do was Shiro i razem stworzymy nowy lepszy świat dla nas obdarzonych- powiedział zmierzając ku niemu spokojnym krokiem. 
'Jak dyplomatycznie' pomyślał Shiro patrząc na szarowłosego z brakiem przekonania. Kazuya stał już przy nim i wyciągnął dłoń do przedstawiciela Cieni.
Shiro wciąż niepewnie się mu przyglądał. Jego kruk, który jak do tej pory krążył nad nimi wylądował na gałęzi jednego drzewa i przyglądał się, po czym zaczął krakać- zaskoczenie w oczach Shiro. 
W ostatniej sekundzie zdołał uniknąć bardzo wąskiej wiązki błyskawicy przemykając obok niej i stając obok Kazuyi. Na jego ramieniu wykonał dosyć dziwny chwyt, który jednym ruchem mógł złamać chłopakowi zarówno rękę jak i kark, kierując głowę ku dołowi. 
- Powtarzam, nie jestem twoim wrogiem, ale jeśli będziesz za niego mnie uważać, to zakończę to w tej chwili- powiedział patrząc mu w oczy z zimnym wręcz spojrzeniem.
-Jesteś pewien? W ułamek sekundy mogę cię sparaliżować, ale zaimponowałeś mi swoją siłą -uśmiechnął się- Ale dołączę do Cieni.
- Pozwól że wyjaśnię. Od tego chwytu zależy teraz czy złamię ci kark, sparaliżuj mnie, a zginiesz na miejscu- mówiąc to puścił go i odstąpił na krok- Cieszę się, że zdołałem cię przekonać- rzucił bez przekonania.
- Ale mam jeden warunek, chcę własny pokój. 
 Shiro zaprowadził Kazuyę do kryjówki Cieni, by postawić go przed obliczem Seitaro. W trakcie podróży mało rozmawiali, ale zdecydowanie to Kazuya był tym rozgadanym typem. 
Dotarli już pod bramę czarnego zamku, przekroczyli jej próg i ruszyli długim korytarzem do wielkiej sali, w której mieli spotkać Seitaro. Karasu wybił się z ramienia Shiro i ruszył przedem. 
- Ostrzegam tylko, że to nie jest zbyt przyjazny typ- odezwał się Shiro, nie czekając na odpowiedzieć. Po krótkiej chwili stali przed dwoma tronami, a na jednym z nich zasiadał Seitaro, wstał na ich widok. 
Shiro po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, do kogo należy drugi tron. 
- Witaj wśród Cieni, Kazuya Blade- odezwał się przywódca. Jak zwykle chłodny ton i przyprawiające o dreszcze spojrzenie- Cieszę się, że zajmiesz miejsce wśród nas.
-Witaj eeem przywódco? -zapytał patrząc na niego i po ciele przeszły mu ciarki na widok jego spojrzenia. -Cieszę się, że zostałem wybrany do tego grona najsilniejszych obdarzonych.
- Nazywam się Seitaro i tak, przewodzę wszystkim, wspierającym mnie cieniom. Shiro zaprowadzi cię do twojego dormitorium, w razie wszelkich pytań zgłosisz się do opiekuna swojej grupy, jaką jest Beta.

I tak też się stało. Shiro zaprowadził go do Clarisse, niskiej i z pozoru niedojrzałej dziewczynki, przedstawiając Kazuyi jego opiekunkę. Początkowo spojrzał na nią wymownie, ale dała mu jasno do zrozumienia, żeby jej nie nie doceniał, gdy ta zdzieliła go teczką z papierami po głowie. 

Shiro zostawił ich, udając się w stronę swojego dormitorium. 
- I jak misja?- usłyszał głos dochodzący z salonu, gdy wszedł do środka. Był to Kusaki, opiekun Alph. 
- Nie było większego problemu- odparł. 
- Po twoich ubraniach widzę, że jednak nie poszło gładko jak po maśle- zauważył Kusaki.
- Jak sam stwierdził, sprawdzał czy na pewno jesteśmy silni- wyjaśnił białowłosy nie zatrzymują się, tylko zmierzając do swojego pokoju- Nie żeby sam był jakoś specjalnie potężny. 
- Co potrafi?
- Błyskawice, to jego atut. 
- A więc nie jest taki słaby- rzucił Kusaki, przez co zatrzymał się Shiro, lecz nie odwrócił- Wiesz, armia nie składa się tylko z niezwykle potężnych wojowników- porównał- Najsłabszych możesz nazywać mięsem armatnim, ale nie nie doceniaj ich. Poza tym, twój kumpel z tego co wiem należy do Bety, nie lekceważ go. 
- To nie jest mój kumpel- rzucił chłodno przez ramie Shiro i ruszył dalej do swojego pokoju, myśląc o słowach Kusakiego. Jedynie na pożegnanie Karasu zakrakał poruszając skrzydłami.
Opiekun patrzył za nimi przez chwilę, po czym westchnął leniwie odchylając głowę w tył. 
- Ależ niektórzy są zapatrzeni w siebie...

| Nick Russel | ♂ | 23 | Kelia |
| Gwiazdozbiór Cieni | Beta |

» One thousand two hundred five «


Charakter
Zdolności
Historia
Wygląd






piątek, 15 lipca 2016

Marcus Shackeford



Imię: Marcus
  Nazwisko: Shackeford (rzadko używa)
   Wiek: 21 lat
  Pochodzenie: Altrea

Rodzina: 
Ojciec: Warren Shackeford
 Brat bliźniak: Thomas Shackeford

Wygląd:
Marcus posiada ciemne, krótkie, kręcone włosy często opadające na zielone oczy. Ma wyraźnie zarysowane kości policzkowe. Natomiast w budowie jest chudym oraz wysokim młodzieńcem.

Historia:
Wszystko zaczęło się 12 sierpnia 21 lat temu, kiedy to na świat przyszły bliźnięta. Ich ojciec, Warren Shackeford, honorowy członek organizacji pokoju kraju Altrea, cieszył się niezmiernie, gdyż byli to chłopcy. Pierwszego nazwał Thomas, drugiemu zaś dał na imię Marcus. Matka po porodzie była słaba i często chorowała. W dniu 4 urodzin chłopców niosła ciasto, gdy nagle upadła i już nie wstała. Położne twierdziły, że przez ciąże zachorowała i to ją wykończyło. Ojciec pogrążony w żałobie postanowił  wychowywać dzieci samotnie. Uczył synów wszystkiego co mogło się im przydać w przyszłości:  walki wręcz, strzelania z łuku, jazdy konnej oraz pisania i czytania. Dzieci rosły, a ojciec miał coraz większe podejrzenia,  że jeden z nich jest Obdarzonym.
~*~
Chłopcy mieli piastunkę, która odgrywała rolę dobrej babci i poniekąd nią była, wychowywała bowiem ich ojca, jak ten był jeszcze mały. Często opowiadała im historie, legendy czy mity o bohaterach, którzy zabijali potwory i walczyli ze złem.
    – Też będę kiedyś takim bohaterem – powiedział kiedyś Marcus. – Będę zabijał potwory.
    – Ty, bohaterem? – roześmiał się Thomas. – Przecież nawet miecza nie potrafisz utrzymać!
    – Będę silny i kiedyś cię pokonam – trwał przy swoim. – Zobaczysz!
    – Się okaże, młody, się okaże.
Thomas, jak zawsze wypominał mu, iż jest starszy i nie docierało do niego, że tylko o 3 minuty.
    – Dobra. Koniec tego – zakończyła temat babcia. – Do łóżek!

~*~
Gdy chłopcy mieli po 7 lat, ojciec zabrał ich na tyły dworu do zwierzyńca i nakazał wybrać jedno zwierzę, z którym będą polować, żyć i dorastać. Opowiadał im, jak to jego ojciec zabrał go tutaj i powiedział to samo, co on teraz. Warren wybrał wtedy sokoła, z którym spędził prawie całe życie, gdyż ptak ten zmarł rok temu. Thomas od razu skierował się do ptaszarni i wybrał młodego orła. Marcus natomiast długo się zastanawiał, które zwierzę wybrać. W końcu kątem oka ujrzał male szczenię wilka. Podszedł tam i wziął młode na ręce.
   –  Nie radzę. – Ojciec stanął za nim. – Ledwo się trzyma. Pewnie do jutra umrze. Wybierz innego. Ten tu silnie wygląda.
   – Wezmę tego – uparł się Marcus.
Okazało się, że wilk nie umarł wtedy, ani nawet rok później. Rósł na silne zwierzę, jak zresztą orzeł, który miał być największy w swojej rodzinie.


~*~
 Mijały lata i chłopcy wyrośli na dobrych  młodzieńców. Ojciec jednak, pod namową towarzyszy broni, postanowił zabić starszego z nich, gdyż wszystko wskazywało, iż to on jest tym potworem, który zabił mu żonę. W posiadłości, którą ród Shackefordów dziedziczył z pokolenia na pokolenie, był ogród. Dbała o niego matka chłopców, dopóki żyła. Później stał się na tyle zapuszczony, aby być idealnym miejscem do zabaw. To tam zwykle przesiadywali chłopcy. Tam była ich kryjówka, gdzie czuli się  bezpieczni. I to właśnie tam postanowił zabić Thomasa członek organizacji, Warren Shackeford.
~*~
– Ojcze! Thomas! Gdzie jesteście? – Szukał ich od godziny. – Thomas!
Skierował się w stronę ogrodu, z myślą, że może tam się ukrył jego brat. Schodząc po schodach wywalił się. Jak zawsze. Thomas śmiał się z niego i za każdym razem mówił: "Jak taka ciamajda jak ty może zostać bohaterem?". Uśmiechnął się na te wspomnienia.
    – Thom... –  Zobaczył go, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Ojciec stał nad nieruchomym ciałem, z którego niedawno odeszło życie. Thomas leżał, skąpany we własnej posoce. Warren spokojnie wycierał zakrwawiony srebrny sztylet.
    – C-co się stało? – wyjąkał Marcus ze łzami w oczach.
  – Musiałem. Dostałem rozkaz – powiedział ojciec, patrząc młodzianowi prosto w oczy. – On był potworem. Zabił twoją matkę, a moją żonę. Tacy jak on są pomyłką tego świata.
Marcus patrzył na ojca, jakby ten zwariował. O czym on mówił? Przecież Thomas był tylko dzieckiem, człowiekiem, jego bratem i jedyne, co zrobił złego, to po kryjomu wyjadł całe ciasto w ich 6 urodziny.
   – Ci Obdarzeni... – Prawie wypluł to słowo. – Musimy ich likwidować zanim staną się zagrożeniem dla porządnych ludzi, takich jak my.
    – Jacy Obdarzeni? On był twoim synem, tak jak ja! – wykrzyczał. – Mnie też zabijesz?
  – Nie, ty jesteś normalny, bynajmniej mam taką nadzieję. – Skierował się w stronę Marcusa. – Ale jeśli... Zrozum, to nie jest normalne. Takie istoty jak on zakłócają pokój tego kraju. Po to mamy organizacje, aby dbała o porządek.
   – Nie podchodź! Jesteś zabójcą i tyle!
Otworzył oczy. Był cały zlany potem. Znowu miał ten sen, a raczej koszmar. Nic dziwnego, miał go co noc od tamtego dnia. Umył się, ubrał i przygotował do kolejnego nudnego dnia w Gwiazdozbiorze Cieni.


 Charakter:
 Młody Shackeford jest dość tajemniczą postacią, a co za tym idzie, tylko nieliczni znają choćby część jego przeszłości, za to nikt nie otrzymał szansy, jaką jest pojęcie całości. Charakteryzuje go upartość, którą ma od zawsze. Bywa towarzyski, co daje mu możliwość posiadania choć kilku znajomych, chociaż mało osób wytrzymuje z jego specyficznym poczuciem humoru.



 Zdolności:
Panowanie nad cieniem
Słaby w posługiwaniu się bronią


 Grupa: Gamma

Ciekawostki:
Uwielbia oglądać chmury.
Śpi przy świetle, gdyż panicznie boi się całkowitej ciemności, bo wtedy jest bezbronny.
Jego wilk nie posiada imienia, gdyż ojciec powtarzał im,  że ono bardziej przywiązuje i powoduje większy ból po stracie.



Kontakt:
natliaolszewska@gmail.com
lub przez Rhaegara.

,, Zapalisz ze mną świeczkę ? '' - Shina Hikaru


Zwą mnie Shina Hikaru - przeklęty bękart. Śmieszne, że moje imię pochodzi od angielskiego ,,shine'' - czyli świecić.

Ojciec miał dwójkę dzieci, mnie i mojego przyrodniego brata Beriah'a. Oby dwoje dzieci urodziło się obdarzone, oby dwie kochane przez niego kobiety umarły, a on sam: powiesił się. Od zawsze chciałam jednego - uwolnić się z piwnicy, w której wieśniacy nas trzymali. Na moje 10 urodziny powiedziałam o tym mojemu bratu.
To ja sprawiłam, że zginął 4 lata później.



- To...to...to nie tak miało być - wyszeptała.
Leżała na ziemi bez życia. Z trudem walczyła o kolejny wdech. Płakała. Unosiła fiołkowe oczy ku niebu. Skrzywiła się, gdy ciemne chmury dymu je zasłoniły. Chciała tylko zobaczyć gwiazdy, chociaż raz, tylko na pożegnanie.
Wstań, unieś się ku niebu. Sama stwórz obraz świata.
Posłuchała. Znała ten głos, był jej bliski, a jednak tak odległy. Zaciskając zakrwawione palce na wysuszonej ziemi, wstała. Nie unosiła już wzroku ku górze, patrzyła przed siebie. Czy to jej wina ? 
Cofnęła się wystraszona.
Wszędzie był ogień. Starzy, młodzi, dzieci, zwierzęta - wszyscy uciekali w agonii. Bali się.
Wzdrygnęła się, gdy poczuła czyjąś dłoń. Tajemnicza postać zasłoniła jej oczy ręką.
Nie bój się. Jeszcze chwila, zaraz będziemy wolni. 
Zaczęła płakać. To jej wina, może gdyby nie powiedziała tego głupiego marzenia, może wtedy oni wszyscy by przeżyli. W ich stronę poleciała seria strzałów. Nie wiedziała co się dzieje. Była oszołomiona.
Uciekaj, siostrzyczko. Biegnij i nie oglądaj się za siebie. Szybko !
Popchnął ją, a ona z trudem go posłuchała. Nie patrzyła na niego. Słyszała krzyki, tupot stóp i nagle wszystko ucichło. Była tylko ona i ogień. Nie parzył jej, a powinien. Nogi zaczynały odmawiać jej posłuszeństwa, już zaczynała się zatrzymywać, gdy znów usłyszała ten głos.
BIEGNIJ !
To znów dodało jej sił. Miała się nie oglądać, ale musiała. Chciała jeszcze raz zobaczyć jego twarz. Gdy się odwróciła ujrzała jego plecy. Po chwili bezwładne ciało chłopaka opadło na ziemię. Krzyczała, błagała by to był sen, jednak to była prawda. Umarł za nią. Wieśniacy depcząc jego martwe ciało biegli wprost na nią. Zacisnęła usta w wąską kreskę.
- Robaki...Wszędzie tylko te wstrętne karaluchy ! - krzyczała, gdy ogień zaczął otaczać ją coraz to bardziej.
Nagle płomienie niczym pijawki przyssały się do ciał napastników. Wgryzały się spalając skórę, mięśnie i kości. Ich przerażone krzyki było słuchać wszędzie. Dziewczyna zignorowała to i spojrzała na martwe ciało brata, które w połowie było już pochłonięte przez ogień.
- Kocham cię, Beriah - rzuciła i odeszła, wchodząc w największe płomienie.
                                                            ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od tamtego czasu minęło 5 lat.
Dzisiaj kończę 19 i sprawię, że coś w moim życiu się zmieni. Dołączę do cieni, o ile istnieją. Ludzie plotkują przerażeni o potworach, które ukrywają się w cieniu.
 ,,Słońce już ich nie pragnie'' - powiadają - ,,to ich klątwa''.
Uśmiecham się i wychodzę z baru. Tworzę w dłoni mały płomyczek ognia, oświetla mi on drogę. Las jest niedaleko. Nie muszę długo iść, aby usłyszeć ciche rżenie.
- Witaj Kage - szeptam do karego pegaza.
Jak go posiadłam zapytacie ? Zwierzęta te zwykle posiadają jasne barwy, dzięki czemu dobrze ukrywają się wśród chmur. Kage niestety nie dostał takiego daru. Wygnany z własnego stada, powoli umierający z samotności. Spotkałam go dwa dni po tej feralnej nocy. Nie miał siły by uciekać, poddał się, gdy głaskałam jego brudne od ziemi futro. Od tamtej pory ja jestem jego stadem, a on moim. Dwie skazy, które uciekają przed rzeczywistością.
Wskoczyłam na niego. Pegaz chwilę się opierał, niezadowolony, że musi nosić na plecach taki ciężar po czym wzbił się w powietrze.
Dzisiaj zmienię swoje przeznaczenie. Stanę się gwiazdą.
- Obserwuj mnie Beriah. Już więcej nas nie skrzywdzą.

___
Beta
Ogień
19 wiosen
Czarne włosy, fiołkowe oczy
Wytrwała
Wioska położona w mniej zamieszkałej części Altrei *nie bijcie za odmianę* - po wygnaniu dużo podróżowała, głównie była w wysokich górach Kelii gdzie poznała Kage


Fb: *można wyżulić od Michała or Gabi  --- or czekać na cud*
gmail: chomiczekplayboyjcia@gmail.com

środa, 13 lipca 2016

I turned my collar to the cold and damp



Decim

Gwiazdozbiór Cieni X Omega X Nowicjusz X Lód
Elisium X Strzelec X 26 lat X Urodzony 18 grudnia
Czarne włosy X Czarne oczy X 186 cm wzrostu X 59 kg
Introwertyk X Psychastenia X Nieczujący X Kolekcjoner lęków



Ta niedorajda za sprawą sił wyższych, które zresztą ma w głębokim poważaniu, jakimś cudem zdołała przeżyć aż dwadzieścia sześć lat. Nie wiedząc nawet kto go spłodził, na świat przyszedł w podziemnym terytorium Elisium, gdzie nie docierało nawet najbardziej pogardliwe spojrzenie słońca, a przez najbliższe dziesięć lat wychowywał się w społeczności niejako zwanej domem. Dziecię nad wyraz beznadziejne, bowiem nie dość, że chorowite, to jeszcze obdarzone. Jaki człowiek o zdrowym rozumie chciałby latorośl będącą zakazanym owocem? Na której życie targają się wszyscy? No właśnie. I właśnie z tego powodu to diabelskie nasienie zamiast wyrastać wraz z rówieśnikami zakorzeniło się na strychu domostwa przepełnionego czułością i ciepłem, które nigdy doń nie dotarło. Brzmi jak oklepana, smutna historia, jednakże dzięki temu noszący wówczas imię Cain chłopak nie przywiązał się ani do matki, ani do reszty rodziny. Nie odczuł więc najmniejszego żalu po ich stracie, a jedynie wolność. Błogą wolność. Ze względu na luki w pamięci po dziś dzień nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie w jaki sposób zginęli. Ich zgon pozostaje więc śmiercią w niewyjaśnionych okoliczność. Podobnie w gąszczu przeżyć i myśli zaginęło jego nazwisko, a sam nadal sobie nowe imię - Decim. Jakoby chciał zapomnieć o nieprzyjemnej przeszłości, co nigdy do końca mu się nie udało. Podobnie jak każda rzecz jakiej się podjął w życiu. Z Elisium wybył prędko, mając przy okazji nieprzyjemność bliższego zapoznania się z tamtejszą fauną. Podejmował się różnych prac, pragnąc odnaleźć swój kąt. Najdłużej zabawił z trupą cyrkową, ale nie jako widz. Doświadczenia akrobaty zaskakująco przydały mu się w późniejszym czasie. Nigdzie indziej jednak nie zagrzał miejsca wystarczająco długo, aby odczuć ciepło prawdziwego domu. Stopniowo stracił wszystko, czego się dorobił. Wyjątkowo tylko jeden przedmiot zachował się w jego posiadaniu. Rękawiczki. Towarzyszyły mu od najmłodszych lat, obecnie nie nadając się już nawet do wyrzucenia, pozostają sentymentem. Rozpaczliwie szuka nowych, na tyle niezwykłych i wytrzymałych, aby utrzymały jego moc w ryzach. Można by rzec, iż został obdarzony dość skąpo, jednak on uważa, iż dostał tych umiejętności aż za wiele. Zacząwszy od tego, że jego ciało roztacza przerażające zimno, a skończywszy na tym, iż z pary wodnej w powietrzu potrafi wytworzyć górę lodową. Włada nad cieczami w stanie stałym. Mowa tu nie tylko o czystej wodzie. Niejednokrotnie zdarzyło się, iż w przypływie emocji dosłownie zmroził komuś krew w żyłach. Ze skutkiem śmiertelnym. Prostując - kompletnie nad tym nie panuje. Bycia Jackiem Frostem ma swoje plusy i minusy, a raczej głównie minusy według jego skromnej persony, jednak do plusów zdecydowanie zalicza fakt, iż niskie temperatury miewa głęboko gdzieś. Zwyczajnie nie odczuwa zimna, nieważne, z jak ogromnym mrozem styka się jego ciało. Nieco inaczej działa to w drugą stronę. Jego ciało bardzo dotkliwie reaguje na wysoką temperaturę, pomimo tego iż zwyczajnie jej nie czuje. Każdego dnia ten dar coraz bardziej go zaskakuje, a co za tym idzie - coraz mniej nad nim panuje. Dlatego też dziękuje losowi za to, że trafił na Gwiazdozbiór Cieni. Być może ta organizacja go nie potrzebuje, ale on wręcz ekstremalnie potrzebuje jej.



Przyodziany w płaszcz świadczący o przynależności go Gwiazdozbioru Cieni natychmiastowo przywodzi na myśl skrajnie niepasujący do całej układanki puzzel. Już z zewnątrz wygląda po prostu na niezdarę i w tym przypadku pozory nie bywają mylące. O ile chłopak sam w sobie nie stanowi większego zagrożenia, tak nieprzewidywalna nawet dla niego samego moc powaliłaby niejednego Alphę. Wątły z postury, płaczliwie chudy. Nie wyklucza to faktu, iż z całą pewnością poradziłby sobie z udźwignięciem jakiegoś przerośniętego worka ziemniaków. Bazuje jednak na zręczności i zwinności, jak na byłego akrobatę przystało i właśnie taka budowa ciała doskonale mu w tym pomaga. Nie narzekałby jednak, gdyby ubyło mu kilka centymetrów wzrostu. Porusza się bardzo szybko i sprawnie, pomimo jasnej jak śnieg karnacji doskonale wtapia się w otoczenie. Prócz tak bladej skóry posiada kontrastujące do niej kruczoczarne włosy, na ogół trwające w separacji z grzebieniem oraz równie ciemne oczy, których czarnej barwy powstydziłaby się sama noc. Fajtłapowatości dodaje mu także prędzej urocza niż męska uroda, choć rysy twarzy posiada naprawdę niecodziennie. Należy do osób którym nie poskąpiono piegów, lecz za to zarostu. Niekiedy posiada na tym punkcie niemały kompleks, choć jak sam twierdzi jest jednym wielkim chodzącym kompleksem. Nagminnie zdarza mu się krytykować samego siebie oraz podważać wszelkie decyzje, które podjął przez te dwadzieścia sześć lat, a także które podjąć zamierza.  Nie znajduję się w gronie ludzi zbytnio rozmownych, tym bardziej śmiałych. Niemniej jednak nie brak mu odwagi, ma jej aż za wiele, co powoduje tylko więcej sprzeczności w jego charakterze. Filozofując nad swoim życiem w głębokim poważaniu ma wszelkie niebezpieczeństwa, jakoby czuł się nietykalny lub co więcej - nieśmiertelny. Woli przebywać we własnym towarzystwie niż jakiegokolwiek człowieka, choć istoty mniej rozumne z przyjemnością toleruje. Uwielbia swoją samotność, choć szczerze się jej obawia. Pomimo swojego introwertyzmu okropny z niego histeryk. Z reguł bardzo szybko się przywiązuje, ale bardzo ciężko przychodzi mu zaufać drugiej osobie. Obecnie największym zaufaniem darzy przywódców Gwiazdozbioru Cieni, gdyż wszyscy pozostali, których obdarzył podobnym bądź większym zaufaniem, leżą sześć metrów pod ziemią. 



Kontakt